Wydaje się, że ten problem właśnie się rozwiązuje, bo w projekcie nowelizacji ustawy Prawo o ruchu drogowym zostało już zdefiniowane, co mamy rozumieć przez urządzenie transportu osobistego, na jakiej części drogi można się nim przemieszczać i z jaką prędkością. Niedawno zostały opublikowane uwagi do projektu w toku prowadzonych konsultacji publicznych, więc na ostateczną wersję przepisów jeszcze chwilę musimy poczekać. W tym przypadku regulacja prawna musiała dogonić rynek i modę, która wręcz rozlała się na polskich ulicach i chodnikach. Jak analizuję tegoroczne doświadczenia z przestrzeni miejskiej i informacje, które pojawiały się w mediach, to mam poczucie, że nie tylko ustawodawca nie był przygotowany na elektroniczne hulajnogi, ale też my jako użytkownicy dróg i chodników, a także sami hulajnogiści. Bo nikt nam nie powiedział, czym te urządzenia się różnią od rowerów i jak bezpiecznie z nich korzystać. A przecież w ich użytkowaniu nie ma nic złego, pod warunkiem, że zachowamy podstawowe zasady bezpieczeństwa i współżycia społecznego.
Za granicą doświadczenia poszczególnych krajów są różne. Niemcy też dopiero w połowie roku podjęły się regulacji tego rynku. Tam po długiej debacie dopuszczono możliwość poruszania się elektryczną hulajnogą po ścieżce rowerowej, a w wyjątkowych sytuacjach po jezdni. Francuzi z kolei na początku zdecydowali się na wariant ze ścieżką rowerową i chodnikiem, ale po licznych wypadkach z udziałem pieszych poruszania się po tych ostatnich zabroniono. Za to korzystanie z tych urządzeń całkowicie zabronione jest np. w Holandii i Irlandii. To jest bardzo młody rynek i wszyscy obserwują czy i jak się rozwinie, bo być może to tylko chwilowa moda, która niedługo minie. Kluczowe jest jednak to, by dopóki ona trwa, nie zagrażała bezpieczeństwu uczestników ruchu drogowego, a przede wszystkim pieszych, którzy wśród wszystkich użytkowników są najbardziej narażeni na uszczerbek na zdrowiu czy w skrajnych przypadkach ryzyko utraty życia.
Rzeczywiście, w sierpniu tego roku zaproponowaliśmy naszym klientom ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej za szkody wyrządzone osobie trzeciej w związku z użytkowaniem urządzeń transportu osobistego, a także „zwykłych” rowerów, hulajnóg czy deskorolek. Mamy silne przekonanie, że rozsądne korzystanie z tego typu urządzeń ma swoje pozytywne strony, chociażby aspekt ekologiczny czy większą mobilność w transporcie. Wielu kierowców bowiem mierzy się z utraconymi godzinami w korkach. A dzięki hulajnogom czy rowerom mogliby łatwiej przemieszczać się tam, gdzie trudno dotrzeć samochodem. Przykładowo, we Francji ok. 40 proc. przejazdów odbywa się z wykorzystaniem kilku środków transportu. To, co jednak chciałbym, żeby wyraźnie wybrzmiało, to bezpieczeństwo korzystania. Równolegle z wprowadzeniem nowej oferty na rynek przypomnieliśmy użytkownikom urządzeń transportu osobistego, jak bezpiecznie z nich korzystać. Być może niektórym te zasady wydają się oczywiste, ale wystarczy poszukać w internecie artykułów o zdarzeniach z udziałem hulajnogistów, by przekonać się, że ostrzeżeń nigdy za wiele. Czasem naprawdę wystarczy niewiele, by ograniczyć niepotrzebne ryzyko w przestrzeni publicznej.
Dla ubezpieczycieli to nie jest rewolucja. Jesteśmy przygotowani do tego, by objąć ochroną użytkowników urządzeń elektrycznych, bo większość towarzystw ubezpieczeniowych ma w ofercie OC w życiu prywatnym, np. przy polisach mieszkaniowych. W LINK4 poszliśmy krok dalej, tworząc dedykowaną ofertę także dla naszych kierowców. Dlatego większe wyzwanie dostrzegam w budowaniu świadomości o potrzebie posiadania ubezpieczenia w ogóle. Właściciele aut mają już taką świadomość, ale w przypadku pozostałego mienia to już nie jest takie oczywiste. Efekt jest taki, że jako kierowcy ubezpieczamy swoje samochody, które są warte od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych, a bez ochrony pozostawiamy mieszkania warte kilkaset tysięcy złotych.
Dziś jeszcze nie mam takiego przekonania. Poczekajmy do czasu, aż ten rynek trochę się uspokoi i minie pierwszy boom na tego typu urządzenia. Jeśli liczba wypadków z ich udziałem będzie się zwiększać, to niewykluczone, że jakaś forma obowiązkowego ubezpieczenia będzie konieczna. Ale teraz jeszcze chyba jesteśmy na zbyt wczesnym etapie, by o tym przesądzać. Nie mam za to wątpliwości, że jeśli taka potrzeba zajdzie, ubezpieczyciele poradzą sobie z tym wyzwaniem.
Fot. LINK4
Ferie zbliżają się wielkimi krokami i pomimo tego, że póki co na horyzoncie nie widać…
Ubezpieczenia to bardzo ważny element ochrony rolnika i jego działalności. A dodatkowa ochrona od ryzyk niewymienionych…
Jak wiadomo umowy ubezpieczenia dotowanego można zawierać w zakładach ubezpieczeń, które podpisały umowy z Ministrem…
TUW PZUW w swojej strategii na 2025 rok stawia na transformację energetyczną i inwestycje infrastrukturalne,…
Od połowy listopada Europ Assistance Polska znajduje się w nowej siedzibie – kompleksie biznesowym myhive…
Niewątpliwie dobór odpowiednich odmian roślin ma istotne znaczenie dla rolników – zwłaszcza w obliczu zmian…