Czasami  trudno uwierzyć jest w to, jak próbujemy wyłudzać pieniądze. Jedni obcinają sobie palce, inni wylewają na siebie gorący rosół. Jak wynika z badań PIU, Polacy stosują coraz bardziej wyrafinowane metody na zdobycie odszkodowania z polisy.

 
Polska Izba Ubezpieczeń jest jedyną instytucją na polskim rynku ubezpieczeniowym prowadzącą szeroko zakrojone, cykliczne badania nad zjawiskiem przestępczości ubezpieczeniowej. Z badań ekspertów wynika, że Polacy mają szerokie pole do popisu w kwestii pomysłów na wyłudzanie odszkodowań.
 

Pożar „przypadkiem” zaprószył się 9 dni po podpisaniu polisy

 
Polska izba Ubezpieczeń podaje przykłady takich zgłoszeń, do których czasami nie można podchodzić poważnie. Jak można bowiem uwierzyć  w to, że pożar „przypadkiem” zaprószył się dziewięć dni po podpisaniu polisy? Rzeczoznawca, który przyjechał na miejsce, odnalazł - zamiast spalonego domu – jedynie latami niszczejący pustostan, który ktoś postanowił ubezpieczyć na dużo więcej, niż jest wart.
 

Zaginiona przesyłka warta kilka tysięcy złotych

 
PIU mnoży przykłady. Rzekomy poszkodowany ubezpieczył na kilka tysięcy przesyłkę, ale ta niestety „uległa zniszczeniu” podczas transportu. Ubezpieczyciel ma pewne podejrzenia, więc sprawdza firmę, która miała ją nadać. Szybko okazuje się, że ani podany adres nie istnieje, ani nigdy nie było takiego przedsiębiorcy. Sama przesyłka była natomiast wielokrotnie mniej warta niż zadeklarowana wycena.
 

Mechanik zapomniał, że w sportowym aucie jest system rejestrujący wszystkie kolizje

 
Pewien mechanik postanowił zgłosić szkodę swojego porsche, w które podobno uderzył Volkswagen polo. Do wypadku miało dojść w styczniu 2016 roku. Mechanik zapomniał jednak, że w sportowym aucie jest system rejestrujący wszystkie kolizje. Ubezpieczyciel odnalazł tylko jedno zdarzenie – miało miejsce pięć lat wcześniej. Właściciel warsztatu postanowił więc za odszkodowanie odremontować sobie wrak kupiony w Niemczech.
 

Kolizje na rondzie

 
I kolejna próba wyłudzenia. Na rondzie w jaguara uderza samochód dostawczy. Wypadek nie jest groźny, ale szkody i tak idą w dziesiątki tysięcy. Szybko się jednak okazało, że ta sama osoba już wcześniej zgłaszała podobne kolizje i za każdym razem dochodziło do nich na rondzie. Ostatecznie okazało się, że to próba wyłudzenia. Właściciel jaguara będzie musiał więc auto wyklepać za swoje pieniądze, a nie z OC „rzekomego” sprawcy.
 

„Metoda egipska”

 
Metoda egipska to z kolei próba fałszowania dokumentacji medycznej szpitala. Oto przypadek pary, która „zachorowała” podczas pobytu na wczasach. Mężczyzna domagał się 3,3 tys. zł, kobieta zaś 3,1 tys. zł, czyli mniej więcej równowartości wycieczki all inclusive w dobrym hotelu w Egipcie. Ubezpieczyciel sprawdził jednak  szpital. Okazało się, że ten… w ogóle nie istnieje. W podanym przez oszustów miejscu znajduje się ambulatorium.
 

Osobną kategorię stanowią wyłudzenia z ubezpieczeń na życie

 
Na przykład osoba hobbystycznie uprawiająca boks i sztuki walki dwukrotnie próbowała dostać odszkodowanie za złamanie nosa: raz w trakcie rzekomego wypadku na rowerze, a drugi – miała uderzyć w kasownik w autobusie w trakcie gwałtownego hamowania. Firma ubezpieczeniowa w te opowieści nie uwierzyła.
 
Źródło: www.wp.pl  www.piu.org.pl